czwartek, 13 grudnia 2012

o czymś

powstało COŚ ale nie wiem czy jestem z tego zadowolona, więc każdy wchodzi na własną odpowiedzialność.

niedziela, 9 grudnia 2012

nine.


Siedzę na imprezie już odrobinę podpita. To impreza troszeczkę wbrew mnie, chociaż w moim domu. Taki paradoks. Iwona przekonała mnie, że koniecznie trzeba uczcić moje urodziny. W końcu ostatnie przed trzydziestką. Goście powoli zbierają się do wyjścia. Iwona poszła się położyć, pod pretekstem bólu głowy. Podejrzewam, że chodziło jej tylko o zostawienie mnie z Krzyśkiem samych. Odprowadzam ostatnich gości i wracam do Krzyśka do salonu, bo państwo Ignaczak dziś zostają u mnie na noc. Krzysiek siedzi w salonie. Widząc mnie lekko się uśmiecha i proponuje ostatni toast przed spaniem. Zgadzam się. Pijemy bez popitki, czystą. Spoglądam w twarz mojego towarzysza. Zbliżam swoją twarz do jego twarzy. Nasze usta dzielą już milimetry. Wtedy czuje, jak Igła delikatnie mnie od siebie odsuwa i mówi, że przeprasza, że bardzo kocha Iwonę, że nie wyobraża sobie aby mógł ją zdradzić, bo to ona jest całym jego światem. Rozumiem to co do mnie mówi, ale jestem w ciężkim szoku. Szczerze to nie podejrzewałam, że tacy faceci jeszcze istnieją. Zaczynam sprzątać. W drodze do kuchni widzę Iwonę w drzwiach pokoju gościnnego. Widzę malujące się na jej twarzy uczucia ulgi, pewności, miłości i szczęścia. Wiem że wszystko słyszała i teraz przestała już bać się jego zdrady. W jej oczach szklą się łzy wzruszenia. Bezgłośnie mi dziękuje i kieruje się do pokoju, aby zabrać Krzysia do spania.

***

Wsiadam do samolotu. Tak, uciekam. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej, bo tak jest wygodniej, bo tak mniej boli. Nie mam wystarczająco dużo sił by stanąć oko w oko z problemami, żeby szczerze porozmawiać, przyznać się do błędów. Ucieczka pozwala mi tego uniknąć. Uciekam przed Krzyśkiem, bo jest mi wstyd, że próbowałam zaciągnąć go do łóżka wszelkimi możliwymi sposobami. Uciekam także przed Iwoną, bo jak, do cholery, mam powiedzieć najlepszej przyjaciółce, że zakochałam się w jej mężu?   

KONIEC!

To była już ostatnia część opowiadania o Igle. Po pierwsze chciałabym podziękować tym, którzy wytrzymali ze mną cały czas i czytali od początku do końca. Oczywiście serdecznie dziękuję za komentarze, bo to był taki namacalny dowód, że faktycznie ktoś tu zagląda. Czy coś jeszcze powstanie? Nie wiem. Co prawda zaczęłam pisać nowe opowiadanie ale nie wiem czy je skończę, a nawet jeśli to tym bardziej nie wiem czy opublikuję. Pozdrawiam. A. 

niedziela, 2 grudnia 2012

eight.


Siedzimy z Iwoną w salonie Ignaczaków i pijemy kawę. Zaraz do domu ma wrócić Krzysiek. Iwona pyta o postępy w „naszej sprawie”. Zapewniam ją o stuprocentowej wierności jej męża. Nawet nie doszło między nami do jakiegoś iskrzenia. Sugeruję żebyśmy to skończyły. Iwona prosi mnie abym jeszcze trochę to pociągnęła. Zgadzam się. Znowu. Umawiamy się na damski wypad w weekend dla odstresowania.

***

Jest piątkowy wieczór a ja szykuję się na imprezę. Sukienka, szpilki i ostrzejszy makijaż sprawia, że nie wyglądam już na stateczną dyrektor banku. Krzysiek jest dziś naszym kierowcą. Gdy razem z Iwoną przyjeżdżają pod mój dom słyszę od niego, że wyglądam pięknie. Siatkarz dodaje, że prawie tak pięknie jak jego żona. Wiem, że nie wypowiedział tych słów przez wzgląd na Iwonę, która jest obok. On naprawdę świata poza nią nie widzi. Poznałam go już trochę i po prostu to wiem. W klubie bawimy się dobrze. Iwona prosi, żebym udawała pijaną jak przyjedzie po nas Igła. Tak też robię. Ona załatwia całą resztę. Tłumaczy mężowi, że martwi się o mnie. Prosi, żeby najpierw zawiózł ją do ich domu, a potem mnie do mojego i został, aby mnie pilnować. Tłumaczy, że wtedy będzie spokojniejsza. Igła w końcu się zgadza. Wlokę się do domu. Właściwie to jestem wleczona przez Krzysia. Udawanie pijanej jest męczące. 

czwartek, 29 listopada 2012

seven.

Siedzę w samochodzie, który stoi na przedmieściach Rzeszowa. Klną w myślach na cały świat. Muszę odwołać spotkanie Ważne spotkanie. A mi to się raczej nie zdarza. Jestem w końcu bardzo sumienną i poważną panią dyrektor banku. Łapię telefon i dzwonię po pomoc. Do kogo? Do Igły oczywiście. Przecież sama nie dam rady zmienić koła. Przyjeżdża szybko i równie szybko radzi sobie z naprawą. Skoro ze spotkania nici zapraszam go do siebie. Zgadza się bez wahania. Iwona z dzieciakami pojechała do swoich rodziców na kilka dni więc, jak sam przyznaje, woli ten dzień spędzić ze mną niż z bezpańskim kotem, który całkiem zadomowił się w ogródku u Ignaczaków. Mówią, że koty mają zdolność znajdowania dobrych ludzi i tylko u takich czują się swobodnie. W takim razie jestem mentalnym kotem, który w towarzystwie Ignaczaków czuje się doskonale, ponieważ to strasznie dobrzy ludzie. Jedziemy do mnie. Zapraszam Krzyśka na obiad, który jest naszym wspólnym dziełem. Muszę przyznać, że coraz lepiej się z nim dogaduję i coraz milej mija mi czas spędzony w jego towarzystwie. Bardzo lubię jego optymizm, to że wiecznie jest uśmiechnięty i tryska dobrym humorem. Podziwiam go za to, że praktycznie nigdy nie narzeka, co jest dość niespotykane wśród naszych rodaków oraz za jego ogromne ambicje. Lubię jego dewizę życiową, która mówi, że zawsze jest jakieś rozwiązanie sytuacji, która nas trapi, bo jak nie ma rozwiązania to nie ma problemu. Coraz częściej w myślę o nim jak o przyjacielu, a w mojej opinii jest to miano, na które zasługują jedynie nieliczni. 

środa, 28 listopada 2012

ogromna prośba

Hej! jest prośba. Wzięłam udział w konkursie Nivea i potrzebuję głosów. Jeśli nie jest dla Ciebie problemem to kliknij NIVEA i zagłosuj na projekt "MUŚNIJ ME USTA" z góry dzięki.
P.S. Notka pojawi się prawdopodobnie w piątek lub sobotę. Będę informować.
Pozdrawiam serdecznie.
Adrenalina. :)

piątek, 23 listopada 2012

six.


Siedzę w domu na kanapie i czekam na mojego gościa. Słyszę dzwonek do drzwi. W progu pojawia się Igła, co mnie absolutnie nie dziwi. Z Iwoną zaczynamy wcielać nasz plan w życie. Iwona była u mnie jakąś godzinę temu i zostawiła torebkę. Specjalnie. Gdy wróciła do domu wysłała po nią Krzyśka. Przyjechał szybko. Zapraszam go do środka na kawę czy coś. Zgadza się. Siedzimy sobie w salonie i rozmawiamy przez długi czas. Libero jest naprawdę sympatycznym człowiekiem. Nawet nie odczuwamy gdy robi się późno. Odprowadzam go do drzwi, na pożegnanie dostaję całusa w policzek, a później stojąc w kuchni obserwuję,  jak pospiesznie wsiada do samochodu i odjeżdża. Siadam na parapecie, wyciągam papierosa i zastanawiam się czy na pewno dobrze robię. Ale teraz jest już za późno. Zgodziłam się. Zdaję sobie sprawę, że show must go on. Pewnie trochę ta sytuacja jeszcze potrwa, bo obie z przyjaciółką wiemy, że Igła nie wskoczy mi do łóżka od razu. To musi potrwać, musimy się do siebie trochę zbliżyć, żeby coś się zdarzyło między nami. Jeśli w ogóle coś się zdarzy w co ciągle nie wierzę. Zmęczona tym wszystkim biorę długą, aromatyczną kąpiel i idę do łóżka. Znów sama.