Wracam
do Polski. Znów. I po raz kolejny nie wiem czy to wszystko ma sens. Pewnie nie.
Ale wiem że jeszcze mniej sensu ma siedzenie tu, na obczyźnie, która przecież
wcale tak bardzo mnie nie urzekła. Teraz gdy chwilowo moje życie jest w miarę
stabilne postanawiam powrócić do ojczyzny. Decyzja o powrocie dojrzewała we
mnie już jakiś czas. Teraz czuję że to odpowiedni moment. Z takimi właśnie
myślami zasypiam z głową opartą o okno samolotu. Budzi mnie informacja ze już
niedługo będziemy lądować. W Rzeszowie. Nie, nie jest to moje rodzinne miasto.
Urodziłam się w Szczecinie. Przyleciałam akurat tu ponieważ chciałam móc zacząć
wszystko całkowicie od początku. Z czystą kartą. Bez starych znajomych, z
którymi wypadałoby przecież pogadać, bez pytań dlaczego wróciłam i czy źle było
mi tam źle. Chciałam się móc poczuć się chociaż odrobinę anonimowo i móc
zbudować swoje życie powoli, od podstaw. Chociaż trochę pobyć sama.
Wychodzę
z samolotu. Nikt na mnie nie czeka ale zupełnie mi to nie przeszkadza. W końcu
jestem już dorosła i mogę poradzić sobie sama. Jestem silna. Zawsze byłam. Dam
sobie radę bo kto jak nie ja? Wsiadam do
taksówki i podaję adres. Adres domu. Mojego domu. Nie jakiegoś tam marnego
mieszkania w środku miasta, na czwartym piętrze, bez windy. Normalnego, w
pełni wyposażonego domu na
przedmieściach Rzeszowa. Jestem z niego dumna, ponieważ mimo moich 28 lat stać
mnie na niego i sama za niego zapłaciłam. Ale pieniędzy akurat nigdy mi nie
brakowało. Co nie znaczy że przychodziły mi łatwo. Zawsze ciężko na nie
pracowałam.
Właśnie
wchodzę do domu. Ładnie w nim pachnie. Czuję tu zapach wolności. Polubiłam ten
dom od pierwszego wejrzenia. Wreszcie znalazłam miejsce, w którym tak naprawdę
czuję, że jestem u siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz