Siedzę w pracy. Jak codziennie. Bank, w którym byłam
dyrektorem w Nowym Jorku, otwarł właśnie nową filię w Rzeszowie. Nie miałam
problemów z przeniesieniem się tutaj, nawet zachowałam stanowisko. Moje życie
jest jednak puste. Do domu wracam późno, kładę się spać, rano wstaję do pracy. I tak
codziennie. Taki dzień świstaka. Soboty poświęcam na sprzątanie mojego
ukochanego domu a w niedzielę odpoczywam albo pracuję nad jakimiś ważnymi
rzeczami. Czy jest mi źle? Nie specjalnie. Kwestia przyzwyczajenia. Nie mam tu
przyjaciół. Wiem, że z moim charakterem prędko ich mieć nie będę. Nie chodzi
nawet o to, że jestem jakaś zła albo wredna. Owszem jestem odrobinę ale nie aż
do tego stopnia, żeby nie można było ze mną wytrzymać. Chodzi po prostu o to,
że strasznie długo przekonuję się do ludzi i tylko nieliczni, ci bardzo
wyjątkowi dostają ode mnie status przyjaciela. Nie mogę powiedzieć, że jestem
szczęśliwa. Jestem usatysfakcjonowana. Zarabiam dobrze, lubię swoją pracę i
widzę uznanie w oczach moich współpracowników. O dziwo i u podwładnych, i u
przełożonych.
Nagle
do mojego biura wchodzi sekretarka i mówi, że jakaś klientka chce się ze mną
pilnie widzieć. Zgadzam się. Skoro już musi. Okazało się, że ją znam. Ba! Jest ona
moją starą przyjaciółką. Ma jakieś papierkowe kłopoty w banku, które szybko
pomagam jej załatwić i umawiamy się po południu na kawę.
Ja czytam :) Zainteresowałaś mnie tą historią, bohaterka nawet jest troszkę do mnie podobna, ja też ciężko przekonuje się do ludzi i długo trzymam dystans. Po pierwszym rozdziale zastanowiło mnie kim jest skoro stać ją na dom, w tym wszystko się wyjaśniło, zgadzam się dyrektorzy banków mogą sobie pozwolić na wiele. Czekam na dalszym rozwój historii
OdpowiedzUsuńmoje gg 35401276 poproszę o informowanie :)
ps jestem pełna podziwu że chciało ci się nadrabiać jedno z moich opowiadań "Niepoukładane marzenia" wiem że to nie jest łatwe. Jeżeli masz tylko ochotę to zapraszam również na inne moje historie